 |
I tak nas gdzieś pcha i ciągnie. A tylko nieliczni potrafią się oprzeć fali. |
Podróżowanie stało się modne. Świetnie współgra z ludzką potrzebą gonienia świata za płotem, wiecznie zieleńszej trawy. Od czasu do czasu słyszymy tutaj pytanie: "W ilu krajach byłeś?". Mimo że nasze listy są krótkie, zwykle w odpowiedzi słyszymy, że ktoś marzy o zwiedzaniu świata, ale "Wietnamczykom trudno jest podróżować". Ostatnio po wygłoszeniu takiego stwierdzenia nasz dwudziestoletni przyjaciel powiedział, że ma już za sobą wycieczki do Tajlandii, Malezji i Singapuru.
Wyjazd do USA regularnie pojawia się w rozmowach jako ucieleśnienie snów. Dziwi mnie to stale, bo mówią o tym młodzi profesjonaliści, zarabiający więcej niż ich rówieśnicy i "ustawieni" na miejscu. W mojej opinii tutaj mają większą szansę na bycie "kimś" niż jako imigranci gdzieś na krańcu świata. Ale czy z marzeniami można dyskutować, używając logicznych argumentów? Przecież tam wszyscy są bogaci. "Tam" jest zawsze lepiej.
Kiedy wprowadziliśmy się do naszego budynku, zaczepiła mnie mieszkająca tu Wietnamka, dziewczyna Rosjanina. Po chwili wypytywania ("urodziłaś się tu czy tam?", "po jakiemu się tam mówi?", "a mówisz dobrze po angielsku?") doszła do wniosku, że jestem bardzo "lucky", że urodziłam się w Europie. Wizja Zachodu jako doskonalszego świata prześladuje niektóre Wietnamki - na widok białego faceta tracą zdolność racjonalnej oceny jego potencjału jako stabilnego partnera. Niektóre marzą o wyjeździe, "wyrwaniu się" stąd, z jakiegoś powodu sądzą, że sama zmiana lokalizacji pomoże im osiągnąć wyższy status społeczny. "Wiem, że nie chciałabym tu wrócić". Są też inne przypadki.
K. zakochała się na umór w chłopaku z zachodniej Europy. Oszalała na jego punkcie do tego stopnia, że rzuciła dobrą pracę, wyjechała za nim, zamieszkała z nim bez ślubu. Siedziała w domu, gotowała obiadki, a jemu po jakimś czasie się znudziło. Co było zrobić? Wróciła do domu, do rodziców. Pół roku zajęło jej psychiczne pozbieranie się. Podjęła znów aktywność zawodową. Niestety ma problem. Sąsiedzi, znajomi uważają, że jest "no good girl". Była z białym a on ją rzucił. Wbiła więc sobie do głowy, że żaden porządny Wietnamczyk nie ożeni się z nią. Efekt? Przyjaźni się głównie z ekspatami, turystami. Chce poznać kogoś, komu będzie mogła zaufać - nie jest łatwo. I chce wyjechać znowu. Tutaj czuje się spalona. Podczas trzeciego spotkania zapytała, czy nie moglibyśmy załatwić jej zaproszenia do Polski.
Mamy też koleżankę, która przy pierwszym spotkaniu oświadczyła, że jej marzeniem jest zamieszkanie w północnej Europie. A gdzie dokładniej? W Szwajcarii. W zasadzie gdzieś indziej też byłoby dobrze. Po prostu woli zimno i bardziej jej się tam podoba. Skąd o tym wie, skoro od urodzenia mieszka w Nha Trangu? Nie zapytałam.
A my? Mieszkamy od pół roku w Wietnamie. Przed zakupem biletów moi rodzice próbowali przekonywać nas, że to nie jest dobry moment, że czas na stabilizację, że przecież dobrze nam się mieszka w Olsztynie. Mimo to wyjechaliśmy. Tęsknimy za znajomymi. Mój wietnamski nadal jest do bani. Drażni nas tu mnóstwo spraw. Popodamy w stany uśpienia. Podłamujemy się. Cofamy. A jednak nie żałujemy, że tu przyjechaliśmy. Życie jest drogą i ciągnie nas to tu, to tam. Jak mamy się uczyć, jak nie na własnych doświadczeniach?
"Zazdroszczę" - to słowo, które często słyszą ludzie podróżujący czy też tylko przenoszący się gdzieś daleko na czas jakiś - jak ja i Adam. Znajomy powiedział mi kiedyś "nie przepraszaj mnie, jeśli nie masz tego na myśli, bo mnie obrażasz". Nie mów nigdy, że zazdrościsz, jeśli tak nie jest. I "tu", i "tam" mają miejsce piękne chwile. I "tu", i "tam" napotykamy trudności. Jeśli ważniejsze niż próbowanie dziwnych potraw, dogadywanie się z obcokrajowcami i odkrywanie nieznanych zwyczajów są dla Ciebie mieszkanie, stabilna praca i założenie rodziny, to nie masz czego zazdrościć. Każdy dąży do swoich własnych celów, do spełnienia własnych pragnień.
Niektórzy przez te dążenia wyjadą z Nha Trangu do Stanów Zjednoczonych. Inni przylecą z Olsztyna do Nha Trangu. Nie ma lepszych i gorszych ścieżek. Są ścieżki. I dobrze, że są.