Emilia Krywko Google+ Półtora miesiąca w Wietnamie | wietnam.info - blog o Wietnamie
wietnam

14 sty 2015

Półtora miesiąca w Wietnamie

ADAPTACJA

Jesteśmy w Wietnamie półtora miesiąca, a ja zamiast pisać i publikować fotki, prawie zniknęłam. Przepraszam i mam nadzieję, że mi wybaczycie chwilową niedyspozycję. Przyznaję się bez bicia - tym razem adaptacja jest cięższa niż kiedykolwiek. Skończyły się czasy, gdy wystarczał mi pokój bez pralki, kuchni, ba, bez lodówki nawet.;) Do tego mam ze sobą takiego jednego, który potrzebuje perfekcyjnego łącza, a tutaj jak nie "nie ma", to tak zwane “rekiny” przegryzają jakieś światłowody. I jeszcze... wszystko jakieś takie droższe niż ostatnio. A może po prostu straciłam umiejętność targowania? ;) W każdym razie jest mi po prostu ciężej. Stara jestem i mało elastyczna, ot.

Wszystko w porządku!

CENY

Wietnam jest miejscem, w którym trzeba mieć luz, rozmawiać, ile się da, uśmiechać… Wtedy łatwiej wynegocjować lepszą cenę. Niestety, wielu Wietnamczyków wciąż ocenia klienta przy płaceniu rachunku i podaje taki koszt, jak według niego uniesie jego rozmówca. Różnice cen jedzenia pomiędzy miejscami turystycznymi a nieco dalej położonymi osiedlami są 2-4 krotne. Przykładowo bún cá (zupka rybnej) kosztuje od 20.000-80.000VND (1-4$).

LUDZIE

Po blisko czterech latach spędzonych w Olsztynie mamy tam mnóstwo dobrych znajomych. Prawie nie ma wyjścia na ulicę, aby nie spotkać kogoś z Toastmasters, planszówek, chóru itp. W nowym miejscu bardzo nam tego brakuje, chociaż muszę przyznać, że z dnia na dzień jest lepiej. Poznaliśmy grupę ciekawych osób, głównie młodych profesjonalistów pracujących zdalnie dla zagranicznej firmy. Spotykamy się co sobotę pogadać sobie o różnych rzeczach. Przyjemne i pożyteczne 3 w 1: wzajemna wymiana doświadczeń i poglądów, lekcja angielskiego dla nich, zbiór porad dla nas: gdzie zjeść, gdzie naprawić skuter. Ostatnio działanie to przybiera bardziej uporządkowaną formę i zwie się dumnie “Open English Club”. Poza tym co środę i sobotę w “Wave Barze” odbywają się spotkania ekspatów, na których także bywamy od czasu do czasu. Staramy się też utrzymywać kontakt z różnymi mieszkającymi tutaj rodakami, a okazuje się, że jest to co najmniej kilkanaście osób (wiemy o dwunastu).
Do zalet tego kraju zaliczam skłonność jego obywateli do prawienia komplementów. Często słyszę, że młodo wyglądam: "ja mam 21 lat a wyglądam starzej niż chị (starsza siostra)". Wyjątek stanowią ci, którzy załamują ręce nad moimi siwymi włosami. I nie chcą wierzyć, że ja tak osiwiałam, gdy miałam 22 lata i mi zostało. “Człowiek z Zachodu, taka młoda, a ma siwe włosy, hahaha” - skomentował, patrząc mi prosto w oczy, pan, który był przekonany, że nie mówię po wietnamsku. Nie chodzimy już do niego na ryżyk.

JEDZENIE

Smakujemy nowe. Na co dzień jemy bún cá, bánh xèo, ném nướng... Inaczej niż w Hanoi, gdzie królowały bún ném, bún chả, bánh gối, bánh chuối.  Tutaj rzadko można je spotkać, a smakują inaczej. Regionalizacja potraw w Wietnamie jest większa niż w Polsce. To dlatego pamiętajcie, żeby próbować lokalnych przysmaków podczas podróży do tego kraju.

Adam próbuje zupę rybną w nowym miejscu

ROZWÓJ I HAŁASY

Jeśli wybieracie się w najbliższym czasie do Wietnamu, nie zapomnijcie dobrych zatyczek do uszu. ;) Buduje się tutaj na potęgę! I nawet mnie, a zwykle zasypiam, gdzie popadnie i mam twardy sen, zdarza się mieć problemy ze spaniem. Nowe budynki powstają masowo - jeśli w okolicy jest kilka hoteli i dobrze prosperują, wyburza się stary, niski dom i na jego miejsce stawia dziesięciopiętrowego potwora, który na początku przez kilka miesięcy uprzykrza życie okolicznym mieszkańcom.
To przede wszystkim ze względu na hałasy opuściliśmy pierwsze lokum - pokój w “apartamentowcu” An Phu Gia. Standard był świetny, bardzo dobry Internet, obsługa przemiła, a jednak natężenie dźwięku i brak kuchni przekonały nas do zmiany. Od czterech nocy mieszkamy na stancji u wietnamskiej rodziny. Cena i dostęp do kuchni są na plus… Niestety okazało się, że właściciel nas przegadał, jeśli chodzi o hałasy (jest tylko minimalnie lepiej) i Internet (niestabilny, piszę do Was z kawiarni). I cóż… wygląda na to, że nadal poszukujemy swojego miejsca.

STEREOTYPY

Odkryłam, że jestem człowiekiem z północy. Hanoi skradło moje serce, ale konieczność wypracowania małżeńskiego kompromisu i pomiary jakości powietrza w stolicy przekonały mnie do Nha Trangu. Sama miejscowość jest piękna, klimat jest dobry, plaża robi swoje, ale jednak... nie ma tu tej unikalnej atmosfery miasta-wsi. Przeszkadza mi to, że dość często słyszę mieszkańców południa krytykujących Hanoi, tamtejszych ludzi i kuchnię. Nic nie mówię, ale w głowie słyszę głosy: "przynajmniej potrafią się nie ziaziać i mówić wyraźnie", "bo wy południowcy to byście się tylko bawili". Chwilę później upominam samą siebie i przypominam sobie, że i tu, i tam są różni ludzie, różne charaktery. Jestem przeciwnikiem stereotypizacji, bo wiem, że bywa krzywdząca, a mimo to walczę ze sobą, słuchając “południowców”. ;-)

2 komentarze:

  1. o, tak, wbrew pozorom podział na północ i południe jest w Wietnamie nadal bardzo wyraźny. Ja zakochałam się w południu - właśnie za swobodę, luz i ciepło, o które w Hanoi chyba znacznie trudniej, ale ciekawe przyjaźnie nawiązałam z reprezentantami paru regionów Wietnamu - kwestia pojedynczych ludzi :) Życzę bezbolesnej adaptacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mnie luzu w Hanoi nie brakowało. ^^ To, jak widzimy, północ-południe mocno zależy od ludzi, których spotkaliśmy po drodze. ;) A co do adaptacji - dziękuję. :-) Jak tylko znajdziemy w końcu optymalne lokum, to wszystko będzie już dobrze. Problem u nas jest taki, że brak perfekcyjnego Internetu = brak pieniędzy.:/

      Usuń

Napisz, co myślisz o tym tekście!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...