Wypasiony, biały kot z rudą plamką przemyka pomiędzy nogami restauracyjnych gości. Zamawiam zupę z kurczakiem, myśląc, że tamte kocię nie miało szansy dożyć takiego wieku i wypasu.
Hoiańskie kocię. Małe i białe, na trzęsących łapkach. Przebiegło przede mną i Elio, gdy jedliśmy lunch na tamtejszym rynku.
Kilkanaście godzin później, w środku nocy, ściągnęło nas na rynek przeraźliwe miauczenie. Z nosami między kratami wypatrzyliśmy malucha, jak chwiejnie stoi na straganie, podczas gdy dookoła przebiegają szczury, większe od niego.
- Czy możemy coś zrobić?
- A co powinniśmy? Nie możemy uratować każdego kocięcia. Jest za małe. Nigdzie nie ma jego matki. Popatrz na nie - choruje, nie dożyje ranka.
Odchodzimy. Kawałek dalej dochodzą nas krzyki innego kociaka.
Kilkanaście dni później dostanę maila:
Dzisiaj zaryzykowałem wybranie się na rynek. Jest mały, ale bardzo żywy, zupełnie inny niż w nocy: wczoraj nawet nie zauważyłem, że tam JEST rynek. Prawdopodobnie z powodu braku świateł i zdesperowanych kociąt, tak przypuszczam.
Ciężko zapomnieć obrazek małego, białego nieszczęścia.
Patrzę, jak chłopak z obsługi lekko kopie przebiegającego, wypasionego z rudą. Ten, nawet bez miauknięcia, zmyka, ale wiem, że za chwilę znowu będzie ocierał się o nogi jedzących. Widzę go tu codziennie.
Przeznaczenie macza palce we wszystkim i nie da się liczyć na równość i sprawiedliwość.

nie podoba mi się ten świat, nie podoba mi się okrucieństwo człowieka, nie umiem pogodzić się z tym, że mniejszy walczy z większym. Nie podoba mi się, ale trzymam kciuki za te wszystkie białe, rude , bure i inne futrzaste, które sobie radzą i żyją. Podziwiam je
OdpowiedzUsuń