Rusek na Rusku. Rosyjski napis na rosyjskim napisie.
Wieczorem czuję się, jakbym była w Moskwie. Co drugie włosy są koloru blond i wszędzie słyszę rosyjski język.
Nha Trang przemierzam jakby w półśnie. Gorączka w połączeniu z zamgleniem wizji (polekowo?) sprawia, że mam lekki wszystkowdupizm. Brakuje mi tylko jakiejś ręki, której mogłabym się złapać, przechodząc przez ulicę.
Puste krzesło obok, puste łóżko też jakoś nie poprawiają nastroju.
Błękitne morze nie cieszy, kiedy każde zdanie okraszone jest kaszlem.
Słońce, którego trzeba unikać "bo leki" i tak dopada, kończąc dzień bólem głowy.
Nha trang po raz drugi - jestem na nie.
PS. Jedyne, co mam wspólnego ze smokami, to smocze owoce, które namiętnie pochłaniam.

A w centrum handlowym hostessy rozdające mini słowniczki rosyjsko-wietnamskie. Życze powrotu do formy!!!
OdpowiedzUsuńDzięki! Staram się magicznie ozdrowieć.;-)
UsuńNie masz wrażenia, ze to zwiedzanie Wietnamu jakieś pechowy jest? Za pierwszym razem ja sie nie mogłam nacieszyć, bo nie byłam zdrowa, a teraz ty;/
OdpowiedzUsuń