Wygląda na to, że wyjazd, który miał być długi, skrócił się do miesiąca i kilku dni. Wyjazd, który miał być spokojny, powywracał moją rzeczywistość do góry nogami. Jestem kawałek za połową pobytu w Wietnamie i przeżyłam już tu najgorszy dzień w swoim życiu, jak i jeden z najlepszych.
Gdzieś pomiędzy bun nem nuong quen, zakrwawionymi rękami, żalem i słońcem przemieszczam się, kaszląc i ucząc bezsensownych, włoskich zdań. Zastanawiam się, co przyniesie przyszłość i staram się nie myśleć. Zapominam o rozsądku wtedy, gdy jest potrzebny. Łykam nieznane pastylki i czytam książki o bogactwie. Plączą mi się języki, ale nie bardziej niż wspomnienia dnia wczorajszego. Nieustannie mylę pojęcia jutra i wczoraj i nie wiem, gdzie jestem, po raz dziesiąty przemierzając tę samą ulicę.
Zgubiłam się w Wietnamie. Zostało mi jeszcze tylko kilkanaście dni, żeby się odnaleźć.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz, co myślisz o tym tekście!