
praktyczne informacje, relacje z wycieczek, wywiady, kultura, jedzenie, baśnie...
23 gru 2013
3 gru 2013
Kilka słów o wietnamskiej wiośnie - czyli wietnamskiej gałęzi Wing Chun Kung-fu
Việt Nam - Vĩnh Xuân Nội Gia Quyền
Początki systemu
Wing Chun Quan 咏春 (wietnamskie Vĩnh Xuân) narodziło się w Chinach. Powstało około 400 lat temu, a jego prekursorką była buddyjska mniszka o imieniu Ng Mui. Wing Chun po chińsku oznacza „wieczna/piękna wiosna” i jest to jedyny znany powszechnie styl walki stworzony/opracowany przez kobietę.
Początki systemu sięgają klasztoru Shaolin i czasów walk z Mandżurami. Zgodnie z linią przekazu Ng Mui przekazywała swoją wiedzę młodej dziewczynie - Yim Wing Chun, która znacznie rozwinęła nauki swojej mistrzyni i opracowała system samoobrony bardziej praktyczny dla kobiet – niewymagający dużej tężyzny fizycznej.
Kolejne generacje mistrzów wzbogaciły system o praktykę ćwiczeń z długim kijem (ok. 2-metrowej długości – zwany „smoczym ogonem”) i krótkich, jednosiecznych mieczy motylkowych („bart cham dao”) do złudzenia przypominających skrzydła motyla.Do połowy XIX wieku technika tego stylu była utajniona i przekazywana tylko najlepszym uczniom.
Największym znanym historycznie mistrzem Wing Chun był lekarz Jan Leung żyjący w południowych Chinach. Miał on kilku uczniów z pośród których należy wyróżnić Chan Wah Shun’a. Chan Wah Shun na krótko przed swoją śmiercią przyjął swojego ostatniego ucznia - Yip Man’a. Mistrz Yip w wieku 56 lat został spadkobiercą stylu i rozpoczął nauczanie Wing Chun w Hongkongu około 1950 roku. Do jego najbardziej znanych uczniów należał sam Bruce Lee.
Rozpowszechnienie w Wietnamie
Wing Chun do Wietnamu zawędrowało w 1940 r. za sprawą Nguyễn Tế Công’a (po chińsku Yuen Chai Wan). Urodził się on w Phật Sơn - Foshan, prowincja Guangdong w Chinach w 1877 roku, zmarł w 1959. Wing Chun uczył się od swoich mistrzów: Fok Bo Chuen’a, Fung Siu Ching’a i Chan Wah Shun’a.
Nguyễn Tế Công z początku propagował idee Wing Chun w północnym Wietnamie w mieście Hanoi, lecz z biegiem czasu zaczął asymilować chińskie i wietnamskie sztuki walki, zmieniając chińską nazwę na Vĩnh Xuân. W 1945 roku w południowym Wietnamie powstał pierwszy związek sportowy- Tổng hội thể dục thể thao, w którym nauczano chińskich i wietnamskich tradycyjnych sztuk walki.
![]() |
Na zdjęciu: wielki mistrz Nguyễn Tế Công wraz z uczniami. Źródło: www.wingchun.com.vn |
Założenia Vĩnh Xuân:
W stylu Vĩnh Xuân ważny jest aspekt zdrowotny adepta. Poprzez serię ćwiczeń „medytacji w ruchu” (czegoś w rodzaju chińskiego Qi Gong i Tai Chi) dochodzi do wzmocnienia energii witalnej, poprawy neuromotoryki ruchowej oraz ogólnego stanu sprawności fizycznej i umysłowo-mentalnej. Vĩnh Xuân szerzej odnosi się do aspektów moralno-etycznych człowieka. Czerpiąc z założeń buddyzmu, stara się uświadamiać ucznia o jego słabościach oraz mocy zastałej ignorancji, jaka drzemie w każdym z nas. Dzięki temu uprawiający sztukę walki, nie tylko uczy się „walki”, skutecznej samoobrony, panowania nad swoim ciałem i emocjami, ale uczy się także pragmatycznego podejścia do życia, niesienia pomocy innym, ochrony środowiska i wszelkich istot żywych.
Obecnie Vĩnh Xuân jest praktykowane także poza Wietnamem, a jego wartość stale rośnie, co potwierdza istnienie wielu stowarzyszeń i szkół oraz zbiorowa pamięć adeptów o wielkim mistrzu Nguyễn Tế Công’u.
- Ving Tsun Kung Fu, Janusz Szymankiewicz, wyd. Sawa 1992 r.
- Kung Fu / Wu Shu, Janusz Szymankiewicz, Jaromir Śniegowski, wyd. Glob 1987 r.
- Historia Chin, Witold Rodźiński, wyd. Ossolineum 1977 r.
Podobało Ci się? Chciałbyś przeczytać więcej artykułów Pawła? Napisz o tym w komentarzu!
26 lut 2013
Wietnamska kawa
![]() |
"Mam na imię Emi i jestem kawoholikiem"
|
- nalać preferowaną ilość mleczka (w Emi przypadku na mały paluszek u dłoni)
KROK 2
- ułożyć na kubku dwa dolne elementy filtra
- przykryć kawę, lekko docisnąć
14 lut 2013
10 lut 2013
Wydłużony Sylwester
Emi:
Wyruszyłam z Olsztyna zaraz po obejrzeniu fajerwerków przy "Szubienicach" na placu Dunikowskiego. Wylatuję z Sajgonu kilkadziesiąt godzin po kolejnym pokazie przy ulicy Nguyễn Huệ w Sajgonie. Moje obserwacje wykazują, że większość ludzi wciąż w mowie używa tego określenia.
Okazało się, że mój pobyt w Wietnamie to taki wydłużony Sylwester. Podróż życia, która się zaczęła, ale nie chce skończyć, mimo że już jutro będę w Anglii. Działo się dużo i mało. Było intensywnie i relaksująco. Męczyłam się, odpoczywałam, płakałam i zanosiłam śmiechem. Gubiłam się nie raz, ale dużo się o sobie dowiedziałam; choć może niekoniecznie tego, co chciałoby się o sobie wiedzieć.
Miejsca, ludzie, smaki - kocham doświadczać, kocham czuć. Dzięki wszystkim, których spotkałam na drodze. Ewo, Robercie, Alexie, Gosiu, miło było spędzić z Wami kilka chwil!:-)
W wyborze lato czy zima, lato wciąż wydaje się lepszą opcją. Dlaczego?
Pysssf:
Już nie jestem biały. Za to stałem się twardszym misiem. Nauczyłem się pić, zawarłem wiele znajomości. Wszystko, co dobre, zrekompensowało mi brudny tyłek i operację przyszywania języka, który prawie zgubiłem na plaży w okolicach Hoian. Jakiś typ gadał do mnie non stop przez kilka dni, więc mówię teraz nieźle po angielsku. Inna sprawa, że kilka razy mało mnie nie zgnietli i mam już drugi kapelusz, bo pierwszy zgubiłem. Emi bywa strasznie niezdarna, ale za widoki i kilka doświadczeń jestem skłonny jej wybaczyć. Trochę tylko mi smutno, że już wracamy. Mam nadzieję, że niedługo pojedziemy gdzieś jeszcze. Przekonajcie Emi, proszę.
Wietnamski nowy rok
Pierwszy raz spędzam to święto z rodzinką, ale wszyscy powtarzają mi, że w tym roku w związku z niedawnym pogrzebem jest skromniej, że tylko bánh trung jest typowo świąteczne. Mimo to czuć uroczystą atmosferę.
Wczoraj wieczorem z już-nie-taką-małą Linh (miała 9 miesięcy, gdy pierwszy raz odwiedziłam Sajgon) wybrałyśmy się, żeby pooglądać kwieciste dekoracje i pokaz fajerwerków o północy. Targi kwiatów to jedna z bardziej rozpowszechnionych tradycji noworocznych obok wystawek, gdzie można poprosić o wypisanie noworocznych życzeń, kupić jakiś gadżet na szczęście oraz firmowych stoisk kompanii piwowarskich, producentów kawy i mleka w kartonikach (ok, to nie tradycja, to komercja).
![]() |
Emi i Linh |
![]() |
Tłumy w sylwestrową noc |
![]() |
Stoisko z wypisywaniem życzeń |
![]() |
Tablica przy wejściu na event najbardziej popularnego producenta kawy |
![]() |
Targ kwiatów w parku przy Phạm Ngũ Lão |
![]() |
Odpowiednik naszych kolędników - tańczą i grają na bębnach, odwiedzając domy przed Tết |
9 lut 2013
Śmierć? Puk, puk, to ja. cz. II
2 lut 2013
1 lut 2013
Sajgoński? przerywnik
Hoiańskie kocię. Małe i białe, na trzęsących łapkach. Przebiegło przede mną i Elio, gdy jedliśmy lunch na tamtejszym rynku.
Kilkanaście godzin później, w środku nocy, ściągnęło nas na rynek przeraźliwe miauczenie. Z nosami między kratami wypatrzyliśmy malucha, jak chwiejnie stoi na straganie, podczas gdy dookoła przebiegają szczury, większe od niego.
- Czy możemy coś zrobić?
- A co powinniśmy? Nie możemy uratować każdego kocięcia. Jest za małe. Nigdzie nie ma jego matki. Popatrz na nie - choruje, nie dożyje ranka.
Odchodzimy. Kawałek dalej dochodzą nas krzyki innego kociaka.
Kilkanaście dni później dostanę maila:
Dzisiaj zaryzykowałem wybranie się na rynek. Jest mały, ale bardzo żywy, zupełnie inny niż w nocy: wczoraj nawet nie zauważyłem, że tam JEST rynek. Prawdopodobnie z powodu braku świateł i zdesperowanych kociąt, tak przypuszczam.
Ciężko zapomnieć obrazek małego, białego nieszczęścia.
Patrzę, jak chłopak z obsługi lekko kopie przebiegającego, wypasionego z rudą. Ten, nawet bez miauknięcia, zmyka, ale wiem, że za chwilę znowu będzie ocierał się o nogi jedzących. Widzę go tu codziennie.
Przeznaczenie macza palce we wszystkim i nie da się liczyć na równość i sprawiedliwość.
30 sty 2013
Śmierć? Puk, puk, to ja. cz. I
26 sty 2013
Nha Trang
Wieczorem czuję się, jakbym była w Moskwie. Co drugie włosy są koloru blond i wszędzie słyszę rosyjski język.
Nha Trang przemierzam jakby w półśnie. Gorączka w połączeniu z zamgleniem wizji (polekowo?) sprawia, że mam lekki wszystkowdupizm. Brakuje mi tylko jakiejś ręki, której mogłabym się złapać, przechodząc przez ulicę.
Puste krzesło obok, puste łóżko też jakoś nie poprawiają nastroju.
Błękitne morze nie cieszy, kiedy każde zdanie okraszone jest kaszlem.
Słońce, którego trzeba unikać "bo leki" i tak dopada, kończąc dzień bólem głowy.
Nha trang po raz drugi - jestem na nie.
PS. Jedyne, co mam wspólnego ze smokami, to smocze owoce, które namiętnie pochłaniam.
24 sty 2013
Mój Wietnam II
Gdzieś pomiędzy bun nem nuong quen, zakrwawionymi rękami, żalem i słońcem przemieszczam się, kaszląc i ucząc bezsensownych, włoskich zdań. Zastanawiam się, co przyniesie przyszłość i staram się nie myśleć. Zapominam o rozsądku wtedy, gdy jest potrzebny. Łykam nieznane pastylki i czytam książki o bogactwie. Plączą mi się języki, ale nie bardziej niż wspomnienia dnia wczorajszego. Nieustannie mylę pojęcia jutra i wczoraj i nie wiem, gdzie jestem, po raz dziesiąty przemierzając tę samą ulicę.
Zgubiłam się w Wietnamie. Zostało mi jeszcze tylko kilkanaście dni, żeby się odnaleźć.
22 sty 2013
Hue - jedzonko
Jedzenie nie tak dobre jak w Nina, ale OK. Obsługa średnia, ale bardzo ciekawy i sympatyczny właściciel. Pan Cu jest fotografem, chętnie pokazuje wszystkim swoje zdjęcia - możecie je zamówić w większym rozmiarze. Na zakończenie po posiłku każdy gość dostaje prezent w postaci kartki ze zdjęciem zrobionym przez właściciela. Warto zajrzeć, bo fotografie naprawdę robią wrażenie! Dobrze jest tam pójść na początku wycieczki, bo otrzymacie też mapkę "wycieczki po Hue" - dobra mapka z opisami po angielsku, która pozwoli Wam jeden dzień samodzielnie zwiedzać miasto.:-)
21 sty 2013
Kazik...
Jak to się stało?
Kazimierz Kwiatkowski to polski architekt i konserwator zabytków. Na jego postać natkniecie się także w "Zaginionym królestwie" Moniki Warneńskiej. Hoiańczycy uważają, że to dzięki jego zaangażowaniu udało się uratować tutejszą starówkę przed totalną przebudową. Dopomógł wpisaniu Starego Miasta w Hoi an na listę Światowego Dziedzictwa Unesco
Kazimierz Kwiatkowski urodził się w 1944 r. w Lublinie, od roku 1981 kierował pracami konserwatorskimi w Wietnamie i to tutaj, w Hue zmarł w 1997 r. Jego praca jest przez miejscowych bardzo ceniona i w centrum Hoi an postawiono mu pomnik. Również w cytadeli w Hue i w sanktuarium Czamów w My Son możemy znaleźć tablice upamiętniające Kazika, jak nazywali go Wietnamczycy. Dwa lata po jego śmierci wydano także książkę: "Kazik. Ký ức bạn bè", Nhà xuất bản Đà Nẵng, 1999 ("Kazik. Wspomnienia przyjaciół", Wydawnictwo Danang, 1999).
20 sty 2013
Chú Tý - czyli xe ôm w Huế
Zaczepił mnie na dworcu, zawiózł prosto do hotelu. Przekonał mnie do zwiedzania miasta i okolic na siodełku jego motoru. Cały czas było miło. Woził mnie po wszystkich miejscach, czekał. Upewnił się, że umiem poprosić o bilet po wietnamsku. Niemniej ostatecznie wyszło drogo, a mi się nie chciało z nim za bardzo tarować. W sumie więc za dwa dni wożenia w te i we wte zapłaciłam 50$. Sporo na wietnamskie warunki, na polskie? 150 zł za dobre kilkadziesiąt kilometrów.
Gdzie mnie zawiózł, zobaczycie w notce o zwiedzaniu Hue. Poza tym odwiedziliśmy jeszcze miejscowy rynek, a na koniec zawiózł mnie na dobre i tanie bun bo Hue.
Dlaczego warto było wybrać taką metodę?
Bo można zobaczyć więcej! (np. do grobowca Minh Mạng wiózł mnie gdzieś od tyłu, brzegiem rzeki po dziwnych betonowych płytach...;-))
Odstraszał naciągaczy (np. wspomnianą w poprzedniej notce).
Pstryknął mi kilka zdjęć. Zatrzymywał się, żebym mogła zrobić fotki po drodze.
Upewnił się, że umiem dobrze powiedzieć po wietnamsku, jak poprosić o bilet, żebym płaciła wietnamską cenę za wejścia...
Dlaczego nie?
Drogo!:( Kilkugodzinna wycieczka hotelowa to ok. 7$.
Notki z zeszytu:
Pamiątkowe zdjęcie:
19 sty 2013
Huế - zwiedzanie
Huế to miasto, gdzie mieściła się stolica dynastii Nguyễn, obecnie "stolica" środkowej części Wietnamu. Wrażenia po 2-tygodniowym pobycie w Hà Nội: jest tu ciszej, czyściej, mnóstwo zabytków do zobaczenia, ale za to xeomowcy i rikszarze są dużo bardziej natarczywi.
Hotel, w którym się zatrzymałam Ngoc Binh przy Nguyen Tri Phuong całkiem się sprawdził. 8$/noc za jedynkę z oknami i w ogóle, śniadanie w cenie - niewielkie, ale wystarczające na moje potrzeby. Bardzo miła obsługa. Nic nie próbowali mi sprzedawać, byli spoko. Na koniec odprowadzili do autokaru, zanosząc torbę. Największa wada - mrówki w łazience i jakieś dwa uparte komary w pokoju.
Dzień I
Przyjazd. Na dworcu natykam się na chú Tý, któremu udaje się namówić mnie na wycieczkę z nim jako kierowcą. Tego dnia wiezie mnie do:
wioska kadzidełkowa - w zasadzie nie wiem, gdzie to było, ale miłe panie zaprezentowały mi, jak robią kadzidełka i wietnamskie kapelusze, a do tego nie za bardzo próbowały mi coś sprzedać i cieszyły się, że jestem mieszanką;-)
bunkier z czasów wojny z Amerykanami na wzgórzu Vọng Cảnh - najlepszy tu był widok na Rzekę Perfumową...
grobowiec Tự Đức - wstęp 80 000 VND dla obcokrajowców/55 000 dla Wietnamczyków
- położony jakieś 7-8 km od miasta w sosnowym lesie
- wybudowany w latach 1864-1867
- mówią, że dobrze zachowany i najfajniejszy, mi się aż tak bardzo nie podobał
pagoda Thiên Mụ - wstęp wolny
- położona na brzegu Rzeki Perfumowej w Huế, jakieś 3 km od Cytadeli
- zbudowana w 1601 r. wg legendy Thiên Mụ - Niebiańska Pani ukazała się i przewidziała, że pagoda zostanie zbudowana na brzegu rzeki, aby zapewnić krajowi pomyślność
- w późniejszym czasie rozbudowywana
- piękne miejsce, warto wybrać się na chwilę dłużej i dać sobie trochę czasu na kontemplację i odpoczynek wśród zieleni
cytadela cesarska w Huế - wstęp 80 000/55 000
- jeden z wietnamskich zabytków na liście światowego dziedzictwa UNESCO
- kompleks budowli, które służyły ostatnim wietnamskim władcom
- budowana od początku XIX wieku aż do początku XX w.
- z jednej strony miejsce, gdzie widać ślady dawnej świetności i piękna, z drugiej
- wiecznie w remoncie (ogromne zniszczenia wojenne i nie tylko)
Dzień II
grobowiec Khải Định - wstęp 80 000/55 000
- najnowszy, wybudowany w latach 1920-1931
- mieszanka stylów, np. dużo betonu, wyraźne wpływy europejskie
- dobrze zachowany, w zasadzie nówka-glanc, to z niego najczęściej widać zdjęcia...
- nie podobał mi się jego charakter, wystawka m.in. francuskich naczyń i mnóstwo wycieczek z wietnamskimi uczniami
grobowiec Minh Mạng - wstęp 80 000/55 000
- budowany w latach 1840-1843 (budowa ukończona już po śmierci cesarza)
- niemożliwym okazało się zobaczenie wszystkich budowli, bo część ruin jest wyłączona ze zwiedzania (drut kolczasty)
- bardzo dobrze zachowany!
- można tu spędzić cały dzień, spacerując pośród stawów i drzew, odpoczywając w pawilonie wychodzącym na wodę itp.
- zdecydowanie polecam
grobowiec Thiệu Trị - wstęp 40 000/30 000
- budowa rozpoczęła się dopiero w roku (1848) po śmierci cesarza i zakończono ją w 10 miesięcy
- grobowiec wygląda na opuszczony i jest praktycznie niekonserwowany, nie ma tablic informacyjnych
- próbował napaść na mnie pies nieprzyzwyczajony do zwiedzających
- było dość strasznie, nie chciałabym tam zostać sama po zmroku... brrr...
- gdybym miała wybrać tylko dwa grobowce padłoby na Minh Mạng i Thiệu Trị
pagoda Từ Hiếu
- od maleńkiej chatki w 1843 rozrosła się do sporej świątyni
- po lewej i prawej znajdują się groby mnichów buddyjskich
- ciekawe miejsce
- sympatyczna aura dookoła, ale
- uparta naciągaczka pod bramą
- dla zainteresowanych buddyzmem
Cầu ngói Thanh Toàn
- drewniany most wybudowany w 1176 r.
- najciekawsza była droga do niego przez wśród pól ryżowych i nad rzeką, nad którą ludzie sobie łowili ryby i żyli po swojemu
- drugi świetny punkt: muzeum narzędzi ludowych za mostem - wstęp bezpłatny, można, ale nie trzeba dać napiwek starszej pani, która prezentuje działanie narzędzi; babcia jest cudowna! pełna energii pokazuje jak się łuska ryż, robi mąkę ryżową, ora przy pomocy bawołu itp... a na koniec prezentuje sztukę żucia betelu.:D
domek, w którym mieszkał Hồ Chí Minh we wiosce Dương Nỗ
- maleńka, klasyczna chatka, przedstawiająca warunki, w jakich wujek się wychowywał
- mieszkał tam w latach 1898-1900
- szczerze mówiąc, nie moje klimaty, nie wybrałabym się tam ponownie
Gdybym miała jeden dzień na zwiedzenie tych okolic wybrałabym:
- Dwa grobowce: Minh Mạng, Thiệu Trị
- Cytadelę
- Pagodę Thiên Mụ.