Filologia wietnamska bez języka tajskiego istnieć będzie dopiero od października. Z mojej perspektywy kierunek jest więc troszkę inny. Co mnie się najbardziej nie podobało?
- Bałagan. Przykład: częste zmiany w programie studiów. Być może teraz tak już nie jest, bo przez kilka lat udało się skonstruować optymalny, ale początkowo między poszczególnymi rocznikami wprowadzano jakieś drobne różnice.
- Zmiany wykładowców. To dotyczyło przede wszystkim nauczycieli tajskiego, ale na początku i z wietnamskim było podobnie. Każdy wykładowca uczył innymi metodami, dlatego co roku trzeba było się przestawiać. Z drugiej strony miało to i swoje zalety (poznanie różnych rodzajów wymowy itp.).
- Poziom trudności. Z perspektywy czasu stwierdzam, że nasi wykładowcy byli zbyt łagodni. Żeby nie zaliczyć, trzeba się było bardzo (nie) postarać.
Kiedy nie powinieneś studiować tej filologii?
- > Gdy przedkładasz ład ponad wszystko inne.
- > Gdy potrzebujesz bardzo ściśle określonych zasad i źle sobie radzisz w warunkach zmian i improwizacji.
- > Gdy nie potrafisz uczyć się samodzielnie bez dużej dawki zewnętrznej motywacji.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że masz rację. Orientaliści są często zakręconymi pasjonatami i to też pewnie wpływa na specyfikę tych studiów. W czasie moich studiów pobłażanie wynikało raczej z bardzo przyjacielskiej atmosfery i bliskich kontaktów z wykładowcami.
UsuńCieszę się, że dołączyłaś do naszej grupy. Chętnie poczytam od czasu do czasu o suahili. :-)
Zgadzam się z Magdą - tak jest na wszystkich studiach orientalistycznych. Chaos, chaos i jeszcze raz chaos. U nas był za to inny problem - niektórzy zbyt mocno cisnęli i stawiali wręcz niemożliwe wymagania... i tak zaczęła nas ponad szesnastka, a obroniłyśmy się tylko dwie ;-)
OdpowiedzUsuń